W rytmie LaLa Land. Recenzja filmu Damiena Chazellea
Ryan Gosling jako wspaniały, choć trudny w obyciu pianista – jazzman oraz Emma Stone w roli kawiarnianej ekspedientki, która ma marzenia i pomysł na monodramę. Oto bohaterowie rozśpiewanego musicalu „La La Land”. A to moja jego recenzja.
Obraz pierwotnie pokazany światu w 2016 r. to historia o sukcesie i marzeniach, jakie można spełnić w Ameryce, w „Fabryce snów,” czyli w Los Angeles. Ale, czy na pewno? Czas jest nieubłagany i w tym wyścigu o własne 5 minut, o własny dramat, o własny jazz club, czas prosi o cenę, którą trzeba będzie zapłacić. W przeciwieństwie do bohaterów złotej ery musicalu, bo tym jest ten film, Seb i Mia nie będą mieli tyle szczęścia.
Bohaterowie
Historia tego nagrodzonego sześcioma Oskarami filmu rozgrywa się w iście amerykańskim stylu. Tylko ostatnie 30 minut jest pozbawione tego blasku. Oto dwójka naszych bohaterów na początku spotyka się, przypadkiem i przelotnie, na autostradzie. Trudno to nawet nazwać spotkaniem. On, Sebastian (w tej roli Ryan Gosling) jest, jak się potem dowiadujemy zawziętym muzykiem, który próbuje przekonać świat do swojego spojrzenia na jazz i do swojej miłości do tej muzyki. Nie idzie mu to doskonale. Ona – Mia (urocza Emma Stone) jest pracownicą kawiarni, w której tylko ociera się o wielki świat Warnera – wytwórni filmowej. W chwilach między pracą a życiem towarzyskim stara się zdobywać pomniejsze role w produkcjach telewizyjnych. Co ich łączy? Lekkie niezrozumienie świata, dziecięce marzenia i… muzyka. Bo to w końcu musical. Ich historia od mocnego spięcia osobowości przeradza się w romans, w którym pada nawet stwierdzenie: „Zawsze będę Cię kochać.” I choć miłość wydaje się pięknym snem, także naszych bohaterów dogoni w końcu świat i… czas, który poprosi o swoją zapłatę.Opowieść i romans
Jest w fabule tego obrazu sporo ze złotej ery amerykańskiego musicalu, z lat 40. i z połowy lat 50. XX w. Jest lekka naiwność i dziecięce spojrzenie bohaterów na świat, jest wielkie pragnienie sukcesu, który rozumie się jako spełnienie własnych marzeń. Jest przede wszystkim wielka nadzieja pokładana w sobie nawzajem, którą reżyser – Damien Chazelle – uwypukla. Jest w tym obrazie bajka, tak zwykła bajka jak rozumieją ją Amerykanie. Jest też bajka w bardziej klasycznym sensie.Bajka – krótki utwór literacki zawierający morał (pouczenie), często jest wierszowany, czasem żartobliwy. Morał może znajdować się na początku (promythium) lub na końcu (epimythium) utworu albo wynikać z jego treści. Istotną cechą bajki jest alegoryczność.Jest też w opowieści pewna przewidywalność, która mnie osobiście nie przeszkadza, choć innym może. Wydarzenia, które dzieją się w ciągu 188 minut obrazu okazały się mało zaskakujące, nawet jeśli emocji w nich nie brakowało. Sporo robi tu też muzyka i doskonała choreografia i scenografia, plus zabiegi kompozycyjne. Ten obraz płynie przez ekran. Dobrze się to ogląda.