Zekranizować powołanie, to bardzo trudne przedsięwzięcie. Na pewno jest nim ukazanie tego procesu u jego możliwego, ziemskiego finału – jakim jest wybór na Stolicę Piotrową biskupa Rzymu. O tym jest też, choć tylko po części, film jaki oglądałem w niedzielę listopadową w 2024 r. Polecam przeczytać moje spostrzeżenia, jakie zrodziły się z obcowania z dramatem „Konklawe” i z osobą naszkicowanej bardzo dobrze roli Kardynała Lawrencea.
- Konklawe ma więcej sumienia dla księży.
- Jest tu bardzo dobry dobór lokacji i miejsc.
- Wraz z początkiem konklawe rodzi się coraz bardziej widoczny konflikt i zderzenie różnych ambicji, osobowości.
- Przewidziałem jaki będzie finał tego całego Konklawe.
Nie jest to pierwsza recenzja na blogu filmu o Kościele Katolickim, a dokładniej o duchowieństwie tego Kościoła.
W 2019 r. napisałem recenzję „Kleru” i oczywiście polecam ją przeczytać. Oba te filmy łączy w sumie to, że opowiadają o ciemnych stronach stanu duchownego. Nie stronią od spojrzenia krytycznego na mężczyzn w sutannach. I o ile „Kler” to brutalny i ostry film. O tyle Konklawe ma więcej sumienia dla księży. W sumie to powoli mam wrażenie, że – dla równowagi w końcu – potrzebny będzie jakiś film jednoznacznie z księdzem w pozytywnej roli. No… może Berger trochę taki film zrobił? O tym właśnie chcemy się przekonać patrząc na bogatą i interesującą adaptację książki Roberta Harrisa.
Fabuła
Obraz, jaki oglądałem w listopadzie 2024 r. oparty jest na scenariuszu Petera Straughana. Otwiera go scena żałoby, przy łóżko i ciele właśnie zmarłego papieża. I tym samym Kościół Katolicki wchodzi w bardzo trudny moment wyboru następcy tegoż swojego lidera, głowy Kościoła. Już na początku widać, że kluczową postacią jest tu bliski współpracownik zmarłego a zarazem jeden z pretendentów do Tronu Piotrowego Kardynał Lawrence (Ralph Fiennes). O swoją szansę będą się ubiegać także inni purpuraci. W tym zestawieniu najważniejsze role odgrywają: Kardynał Bellini (Stanley Tucci), Kardynał Tremblay (John Lithgow), czy Kardynał Tedesco (Sergio Castellitto). I – jak można się domyślić – zaczyna się gra o głosy. Konklawe to chyba jedno z najbardziej tajemniczych głosowań, jakie dane jest nam na Ziemi obserwować. I z całą stanowczością ten film w swojej historii potrafi to zaakcentować. Głosów o jakie trwa walka jest mało. Każdy jest na wagę złota, bo definiuje ostatni akt życia każdego kogo dotyczy. Zarazem kupczenie nimi wcale nie jest obce hierarchom kościelnym. Ten film stara się pokazać „s
zokujące tajemnice Kościoła,” których… przyznam szczerze aż tak w nim nie widziałem.
Kadr z filmu „Konklawe” z 2024 roku, źródło: YouTube.com / Focus Features
Aby nie zdradzać głównego zakończenia, nie będę się wdawał w szczegóły fabularne. Powiem od siebie, że są w tej historii: ksiądz, który będąc w sutannie dał się ponieść pokusie, ksiądz mówiący jednoznacznie że urząd papieski to szczyt marzeń kardynała. Jest spisek przeciwko jednemu, drugiemu z kandydatów i nawet zamach bombowy w Rzymie w czasie trwania tegoż Konklawe. Jednak nic co włożono w dialogi, w napięcie, w grę i mimikę twarzy, w budowany obraz montaż nie krzyczy jakimś skandalem, jakiego do tej pory nie doświadczyliśmy w realu. Jaki nie dotknął Kościoła w rzeczywistości świata realnego. No… może ten finał, ale też nie jest w żaden sposób nadbudowany, aby był wielką niespodzianką. Więc? Czy jest czym się ekscytować?
W mojej ocenie w sumie to tak. Oglądałem ten, trwający 2 godziny, obraz z dużym zainteresowaniem i w sumie podobało mi się to co oglądałem. Jest to bardzo dobrze zrobione kino. I w sumie to warto wyliczyć dlaczego.
Kadr z filmu „Konklawe” z 2024 roku, źródło: YouTube.com / Focus Features
Sceneria, doświadczenie i rosnące napięcie (nawet jeśli nie jest, aż tak podniosłe, jak by się zapowiadało)
Obraz trzymają w mojej ocenie trzy rzeczy.
Po pierwsze jest tu bardzo dobry dobór lokacji i miejsc. Czuje się Rzym, Watykan (w którym byłem przed wieloma laty, w sumie 3 razy). Czuje się podniosłość chwili, jaką jest moment, kiedy ważą się losy przyszłości największej organizacji religijnej świata. Kiedy kardynałowie wchodzą do Kaplicy Sykstyńskiej i mają przed sobą dwa, trzy głosowania dziennie. Kamera pracuje z tymi ujęciami, obrazami, buduje świat przedstawiony w całej jego autentyczności. I to jeden z elementów, jakie można czasami przegapić w innych filmach. W tym, to jest, subtelne, zbudowane, autentyczne. Daje się odczuć.
Kadr z filmu „Konklawe” z 2024 roku, źródło: YouTube.com / Focus Features
Po drugie nie można minąć plejady gwiazd. Panowie i kilka kobiet, jakie odgrywają rolę sióstr, to wybitne nazwiska. Oczywiście trzyma ten film bardzo dobra gra pierwszego bohatera. Kardynał Lawrence Ralphaela Fiennesa to poważny, odpowiedzialny i dojrzały purpurat. Ma wielkie przeświadczenie, że Konklawe, jakie zorganizował i jakie chce doprowadzić do konkluzji to historyczny moment. Sam uwikłany w tę walkę o Piotrowy Tron, uświęca ją bardzo mocno wewnętrznym sporem. On,
de facto, nie chce wchodzić w białą szatę i wybierać swojego nowego imienia. Zarazem zna innych, zna ich wady, wie że to ludzie i znów „nic co ludzkie nie jest im obce”. Fiennes buduje ten konflikt, pozwala mu w scenach samotności wybrzmieć i w konsekwencji kreuje postać jakiej się współczuje.
Wtórują mu w tym pozostali członkowie tego wielkiego, różnorodnego gremium kardynalskiego. Fakt, że aktorzy grający tu starszych, senioralnych hierarchów to doświadczeni wykonawcy swojego fachu – aktorskiego – pozwala cieszyć się wachlarzem wspaniałych i barwnych osobowości. Jest kardynał ambitny, jest skromny, jest w końcu i tajemniczy. O tym ostatnim, mam trochę mniej wygórowane zdanie, ale zagrał rolę bardzo dobrze i to wystarczy.
Kadr z filmu „Konklawe” z 2024 roku, źródło: YouTube.com / Focus Features
W końcu, po trzecie, napięcie. Początek tego filmu to udana próba zainteresowania widza różnymi osobami. Krążą domysły, niedomówienia, podejrzenia. W końcu,
wraz z początkiem konklawe rodzi się coraz bardziej widoczny konflikt. Zderzenie różnych ambicji, osobowości, w tym Kościoła starego, jaki uosabia włoski kardynał, z postępowymi nurtami, jakie też nie mają w sumie tyle siły ile by chciały. Czy dojdzie do kompromisu? I kto zyska, a kto straci? To się obserwuje z dużym zainteresowaniem.
Dla mnie tylko w jednym elemencie ten film nie potrafił mnie zaskoczyć. Nim go oglądałem w kinie, nim poszedłem na seans wybierałem ów film z tych, jakie zaoferował nam multiplex danego dnia. Czytałem o nich notatki i informacje. I… i właśnie po opisie recenzowanego filmu
przewidziałem jaki będzie finał tego całego Konklawe. Dobrze. Nie przewidziałem największej, finałowej rewelacji, ale opowieść trochę straciła na fakcie. Tym faktem było, że finałowe głosowanie przewidziałem dzień przed oglądaniem tego obrazu. Czy to go jednak skreśla? No nie.
Werdykt
Zasłużenie ten film otrzymuje wysokie oceny. Są wśród nich 7 i 8 (w tradycyjnej 10 stopniowej skali). Jak dla mnie to 7 doskonale podsumuje ten film.
Cieszy mnie, że udało się go tak zekranizować. Zarazem, jak zauważyłem we wstępie, mam trochę dość prób szukania „grzesznych księży” w świętym Kościele Katolickim i filmów piętnujących stan duchowny. I tu taka mała prywata, jeśli pozwolicie. W swoim życiu spotkałem kilkunastu duchownych. Zarówno w rodzinnej parafii (a była duża, księży wikarych przewinęło się przez moje dzieciństwo i lata nastoletnie sporo) jak i w liceum jakie kończyłem, katolickie, byli to bardzo porządki i wypełniający swoje obowiązki ludzie. Historia Kościoła pełna jest też żywotów męczenników, w tym często księży, jacy za swoją wiarę bardzo cierpieli. Mam nadzieję, że takie filmy też znajdą się na ekranach kin. To też postacie, jakie warto znać, jakie warto uwieczniać, jakim przysługuje prawo, aby o nich pamiętano. Mogą też być inspiracją dla fikcyjnych duchownych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to bardzo wymagająca i trudna rola. Odrobina empatii do księży, biskupów i kardynałów, a już na pewno do papieża, jest po prostu naturalna… Zwłaszcza wśród nas Polaków, którzy staniemy na głowie, aby bronić osoby naszego papieża.
Kadr z filmu „Konklawe” z 2024 roku, źródło: YouTube.com / Focus Features