W rytmie ABBY „Mamma Mia: Here We Go Again!”
Grecka wyspa dała Donnnie córkę. Co da samej Sophie? Na pewno znowu wiele muzyki, kilka wspomnień i potężną dawkę pozytywnej energii. Recenzja „Mamma Mia: Here We Go Again!” tj. drugiej części musicalu w rytmach ABBY.
Pierwsza część tej opowieści zelektryzowała ludzi na całym świecie 10 lat temu. Trudno uwierzyć, że opowieść o Donnie (w tej roli w obu filmach Meryl Streep) tak dawno pojawiła się na naszych ekranach. Był to ciekawy musical, który przypomniał światu o muzyce szwedzkiej grupy z lat 70 XX w. i otworzył muzycznie jesień 2008 r. Premiera przypadała na sierpień.
Co wita nas w drugiej części? Po pierwsze ta sama doborowa obsada, ta sama muzyka, piękna choreografia taneczna i historia, która odmienia spojrzenie na życie Donny, Sama (Pierce Brosnan), Sophie (Amanda Seyfried), Harrego (Colin Firth) i Billa (Stellan Skarsgård).
O czym jest ten film?
Opowieść zabiera nas de facto w dwa miejsca. Pierwsze to dobrze znana nam wyspa grecka, na której Donna stworzyła swój wymarzony raj, mały hotel dla gości. Gdzie teraz Sophie, realizuje marzenie matki. Chce otworzyć ten hotel, ale jako coś więcej. Prawdziwy, majestatyczny dom odpoczynku, z prawdziwego zdarzenia. Wszystko jest już praktycznie gotowe. Brakuje tylko Donny. Ale jej, po prostu nie będzie. Drugim miejscem, a właściwie czasem, w którym rozgrywa się historia, jest młodość matki Sophie. W tej roli Lily James. Towarzyszymy dziewczynie od opuszczenia brytyjskiej szkoły aż do przybycia na wyspę w Grecji. Widzimy też jej pierwsze, pełne namiętności spotkania z Billem, Harrym i Samem. W tych młodych odpowiednikach mniej znane nazwiska, odpowiednio: Josh Dylan, Hugh Skinner i Jeremy Irvine. Opowieści przeplatają się nawiązując tematyką, odrobiną komentarzy, i w końcu miejscem. Gdy młoda Donna znajduje się już na wyspie w kilku momentach filmu po prostu przechodzimy z „czasu w czas” w sekwencjach muzycznych.Wrażenie wizualne
Co na pewno zaimponuje oczom widza to kolory jakie w obraz włożyli Ol Parker (reżyseria) i Robert D. Yeoman (zdjęcia). Jest bogato w światła, w odcienie tęczy, w wirujące akcenty. No, ale czego się spodziewać po musicalu? A tym jest ten film. Do tego dochodzi pięknie prowadzona kamera, dobra płynność ruchu i zabawa kadrem w wielu sekwencjach muzycznych. Nie można też narzekać na dobór strojów, makijażu. Postaci wirują w tańcu, kręcą się, skaczą i generalnie pięknie komponują się ze scenerią.Wizualnie ten film trzyma poziom. Wiele wnosi w niego też choreografia.